Początek

wpis w: Borelioza | 0

Jest piękny słoneczny poranek, końcówka września 2016r. Po trzytygodniowym intensywnym szukaniu przyczyn mojego złego samopoczucia odbieram wynik z badania krwi. Przy okienku w recepcji prawie mdleję – borelioza. Wiem, że choroba jest bardzo poważna jednak jeszcze wtedy nie zdaję sobie sprawy jak bardzo.

Z początkiem sierpnia 2016r podczas cudownego weekendu ze znajomymi i dość marnym grzybobraniu znajduję po powrocie z lasu na brzuchu maleńkiego kleszcza, usuwam go czym prędzej. Obserwuję to miejsce przez tydzień. Nie pojawia się żaden rumień więc zapominam o sprawie. Moja świadomość zachorowania ogranicza się do często mylniej przyjętej ogólnej teorii, że aby zachorować musi być rumień. Nic bardziej mylnego.

W szybkim czasie zaczynam mieć problemy z oczami. Po tygodniu przechodzi, zapominam o sprawie. Znajomi zapraszają nas do siebie na tzw. grilla. Piękne popołudnie, żegnamy lato. Siedzimy na tarasie jest miło i rozmawiamy o planach na przyszłość. Wolno sączymy drinka. W trakcie jego picia dość dziwnie się czuję, pierwszy, drugi łyk a ja zaczynam być po prostu upojona alkoholem. Nie wiem co się dzieje i kładę się na leżak, zasypiam. Nie bardzo już dalej wiem co się dzieje. Na drugi dzień nie jestem w stanie wstać z łóżka. Mam tak ogromne zawroty głowy, że poruszam się tylko na tzw. czworakach. Minimalne uniesienie tułowia powoduje mdłości. Trochę mnie to dziwi bo nawet jednego drinka nie wypiłam a tu taki kac?

Sytuacja stabilizuje się dnia następnego. Mogę już chodzić, ale te dziwne zawroty nie przechodzą. Z każdym dniem zawroty się powtarzają. Czuję wieczne zmęczenie, słabe mięśnie, brak sił, tak jakbym była cały czas chora np. z grypą. Zaczynam pielgrzymkę po lekarzach. Okulista, laryngolog, lekarz rodzinny, neurolog. Wszystko w wynikach jest bez zarzutu. Każdego dnia czuję się coraz gorzej. Pojawia się tachykardia serca, nagłe skoki ciśnienia. Nie mogę przyjąć pozycji leżącej, gdyż ciśnienie rozsadza mi głowę. Śpię na siedząco. Mąż zawozi mnie na pogotowie, następnej nocy na SOR do szpitala. Zostaję odesłana do domu z diagnozą, że to na pewno na tle nerwowym. Po dwóch tygodniach spania na siedząco i wyczerpania kojarzę fakty, zaczynam czytać, dociekać. Łączę objawy i wszystkie dolegliwości wskazują, że to może być borelioza…

Robię podstawowe badanie krwi w kierunku obecności przeciwciał w kierunku boreliozy. Wynik pozytywny. Należę do grupy tzw.”szczęściarzy”, którym podstawowy test Elisa wychodzi jako pozytywny. Napisałam w ten sposób, gdyż ten test jest niemiarodajny i często osoby, które są chore test i tak wychodzi ujemny. Czuję się tak źle, że lekarz rodzinny wystawia skierowanie do szpitala w trybie pilnym…i od tej chwili zaczyna się moje życie z boreliozą.